poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 2

Brunet leżał na czwartym łóżku od drzwi a biała pościel świeciła w porannych promieniach słońca. Na szafce obok leżało mnóstwo słodyczy, kartek z życzeniami: Szybkiego powrotu do zdrowia oraz książka. Najprawdopodobniej Hermiona zostawiła ją tutaj, kiedy spał. Harry był  owinięty kołdrą aż pod samą brodę. Chłopiec drżał lekko, mimo tego iż w pokoju zawsze panowała plusowa temperatura. Gdyby nagle do sali wszedł jakiś uczeń, pomyślałby że brunet płacze. Tak właśnie zdawało się Draconowi, który cicho i niepostrzeżenie wślizgnął się do Skrzydła Szpitalnego. Blondyn podszedł do łóżka, a jego szare oczy napotkały wyblakłe spojrzenie Harry'ego, który w tym momencie zwrócił uwagę na przybysza. Całkowita pustka w oczach chłopaka przeraziła Draco'na.

-Potter.- Wysyczał.
-Malfoy...- Gryffon zmrużył oczy zastanawiając się co mogło sprowadzić tu dziedzica rodu Malfoy'ów. W końcu nie przyszedł tu z samej troski, prawda?
-Przyszedłem sprawdzić co z Tobą. Wczoraj zachowałeś się jak obłąkany.– Chłodny ton w głosie chłopaka sprawił, że Harry mocniej owinął się kołdrą. Był niemalże pewien, iż chłopak odnosił się do każdego z takim chłodem w głosie- Nieważne, czy to członek rodziny, przyjaciel czy nieznajomy. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego co Malfoy do niego powiedział. Jego oczy natychmiastowo się powiększyły.
-Co robiłem wczoraj? O czym ty gadasz?!- Zdenerwował się i usiadł na łóżku, a adrenalina zastąpiła miejsce chłodu.
-O czym ja gadam?! Ja?! To ty mi lepiej powiedz Potter, czemu wczoraj w nocy jak obłąkany wybiegłeś stąd i się do mnie przytuliłeś, jak do jakiejś zasranej poduszki?!- wykrzyczał blondyn zażarcie gestykulując.
-Że co niby?! Gdyby tak było pamiętałbym!- Złość Harry'ego w jakiś sposób nagle rozpłynęła się, a spokój zajął miejsce w jego ciele.
-Mówię Ci tylko to co widziałem.- Draco przemówił milszym, aczkolwiek wciąż lodowatym tonem.- Gdy szedłem sobie spokojnie korytarzem, ze Skrzydła Szpitalnego jak obłąkany wybiegł Pan Potter, cały zapłakany i wtulił się we mnie rycząc, powtarzając jak jakąś cholerną mantrę 'Nie chcę umierać! Ja nie chcę umierać!''.

Gryfona przypomniał sobie to, co działo się wczorajszej nocy. Wszystkie wspomnienia wróciły natychmiastowo, jakby słowa jego wroga włączyły w głowie jakiś pstryczek, który je uruchamiał.

-A tak w ogóle...- przełknął ślinę.- Po co przyszedłeś?- spytał słabo.
-Po co miałem niby przychodzić? Żeby się spytać co to wszystko miało znaczyć oczywiście.- Czasami gryfon był naprawdę niedomyślny, ale Draco odczuł jakiś smutek patrząc na niego w tej chwili. Wydawał się być taki bezbronny siedząc na szpitalnym łóżku w o wiele za dużej na siebie koszuli, spoglądając swoim martwym wzrokiem na białe jak ściana dłonie. Ale to przecież czysta niedorzeczność, żeby on Draco Malfoy martwił się stanem zdrowia Harry'ego Potter'a. Na zdrowy umysł to nawet nie trzymało się kupy. Blondyn pokręcił głową, by odgonić od siebie jakiekolwiek myśli dotyczące wątłej postaci naprzeciw niego.

-Nie odpowiem Ci... N-Nie pamiętam...- Harry skłamał, chwytając kołdrę. Położył się na łóżku, nakrywając nią pod sam czubek głowy i odwrócił się plecami do rozmówcy.
-Hah. Tego mogłem się spodziewać. Złoty Chłopiec, nie powie nic nikomu, zachowa to wewnątrz siebie i zaciągnie aż po grób.- Zaśmiał się chłodno.- Tak czy inaczej, jutro znowu przyjdę.- Powiedział po chwili milczenia, dziwiąc się sam sobie że takie słowa wyszły z jego ust.

-Idź już.- Usłyszał zduszony głos. Harry stracił jakąkolwiek chęć do rozmowy. Chciał tylko, by ślizgon zostawił go w spokoju i nie nachodził go już.
-To... Do jutra, Potter.- Wysyczał i wyszedł nad wyraz cicho zamykając drzwi.
Musi wyciągnąć skądś informacje... I to najlepiej jak najszybciej.
***
Kiedy chłopak opuścił salę, Harry podniósł się lekko z łóżka i wyjrzał przez ramię chcąc się upewnić, że ślizgon naprawdę sobie poszedł. Ułożył głowę na poduszce i zamknął oczy.

Myślał nad tym, co wydarzyło się wczoraj. Na prawdę wybiegł wczoraj stąd cały zapłakany? Tego momentu nie pamiętał... A powinien. Ale... Dlaczego Draco przyszedł tutaj? Niby powiedział, że chciał dowiedzieć się, co to miało znaczyć, ale Harry czuł że kryło się za tym coś innego. Poza tym... Chyba wolałby, gdyby chłopak w ogóle tutaj nie przychodził.

No jasne, że tak. A co? Myślałeś, że gdy zapomnisz to już do Ciebie nie wróci? 
Po części tak myślałem...
Teraz nawet zaczynasz wierzyć temu podstępnemu Ślizgonowi. Co się z Tobą dzieje?

Szczerze mówiąc on sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Od czasu śmierci Syriusza i walki z Voldemortem czuł, że coś się w nim zmienia, ale pogrążony w rozpaczy nie zwracał na to uwagi. A teraz jest tu – W Hogwarcie. Miał wrażenie, że ten rok będzie dla niego niezapomniany. Nie chodziło nawet o dobre rzeczy... Miał złe przeczucia.

Nie wiedział, która jest godzina. Będąc w Skrzydle Szpitalnym niespecjalnie przywiązywał wagę do godzin. Wystarczyły mu wielkie okna by zorientować się jaka jest pora dnia. Spojrzał na jedno z nich. Słońce było wysoko na niebie, co oznaczało południe. Prawdopodobnie uczniowie mieli teraz przerwę po-obiadową. Westchnął. Poczuł się bardziej zmęczony, niż był parę minut temu.  A zdawać by się mogło, że to niemożliwe. Okrył się szczelniej kołdrą i zasnął nawiedzany przez koszmary.
***
Miał już obmyślony plan. Wystarczyło tylko poczekać chwilę, aż zapadnie zmierzch. Wtedy, kiedy wszyscy będą ucztować na kolacji, jedno miejsce przy stole jego domu będzie wolne. A on w tym czasie będzie wykonywał swoją ''misję'' jak to skrupulatnie nazwał.

Wiedział, że naraża dobre imię Malfoy'ów, ale innego sposobu nie widział. W końcu jeśli chce się uzyskać informacje, ciągnie się za wszystkie sznurki i próbuje każdego sposobu. Tak go uczył ojciec, a on udowodni iż ta nauka nie poszła na marne.

Gdy tylko wszedł do swojego pokoju, umył się i przebrał w coś wygodniejszego. Nikt go dzisiaj nie odwiedzał, więc mógł pozwolić sobie na odpoczynek przed jutrzejszą "ciężką pracą".
***
Następnego dnia po śniadaniu, Ron i Hermiona przyszli w odwiedziny do Harry'ego. Gryfon już nie spał, a kiedy ich zobaczył uśmiechnął się lekko. Brakowało mu ich towarzystwa, więc cieszył się z ich odwiedzin.
Granger usiadła na krześle, a Ron stał przy łóżku. Gryfonka obserwowała przyjaciela badawczym spojrzeniem, podczas gdy Weasley lustrował słodkości leżące na szafce. Spoglądając na ich twarze Harry uśmiechnął się w duchu. To byli jego przyjaciele, a dzięki nim zapominał o wszystkich przykrościach.

-Hej Harry.– Głos dziewczyny wyrwał go z zamyśleń.
-Hej.- Odpowiedział, siadając na łóżku. Jego oczy nabrały trochę blasku.
Zaległa cisza, w której nie było ani krzty niezręczności. Patrząc po twarzach zebranych widać było, że Hermiona starała się o coś zapytać, ale nie mogła zebrać się na odwagę.
-Harry...- Przemówiła wreszcie niepewnym głosem.- Powiesz nam czemu kaszlałeś krwią na lekcji eliksirów?- Przybliżyła się do chłopaka, chwytając go za rękę. Ron jakby oprzytomniał i skierował swą uwagę na postać przed sobą.
Harry spuścił głowę i zacisnął dłoń na ręce Hermiony. Po chwili westchnął.
-Hermiono... Ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.- Podniósł na nich wzrok. Gryfonka cały czas spoglądała na niego i już otwierała usta by coś powiedzieć, kiedy przeszkodził jej Weasley.
-Rozumiemy, Harry.– Uśmiechnął się lekko.- Powiesz nam wtedy, kiedy będziesz chciał.
Gryfon był bardzo wdzięczny, za wypowiedzenie tych słów. Rudzielec uśmiechnął się do niego szeroko.
-Widzę, że masz tutaj dużo słodkości.- Odezwał się po chwili ku rozbawieniu Harry'ego.
-Tak... Możesz coś sobie wziąć... Nie jestem specjalnie głodny.- Machnął ręką od niechcenia.
Ron i Hermiona spojrzeli na Niego zaskoczeni. Gryfonka wydała się jeszcze bardziej przypatrywać brunetowi.
-Skoro tak mówisz...
-Ron! Czy Ty zawsze musisz myśleć o jedzeniu?- Hermiona mu przerwała.- Harry, a jak się czujesz?- Zwróciła się teraz do bruneta.
 -Nawet dobrze. Nie musicie się martwić. Przecież i tak niedługo stąd wyjdę.- Odpowiedział spokojnie. Tak naprawdę miał już dość pytań o jego stan zdrowia. Wystarczy, że pani Pomfrey pyta się go o to parę razy dziennie. 

Nie byłbym taki pewny, czy nie muszą się martwić. 
Spokojnie... Będzie tak jak mówię.

Hermiona bystrze się mu przyjrzała.
Wyglądał jak siedem nieszczęść; włosy jeszcze bardziej rozczochrane, oczy miały w sobie tylko małą część dawnego błysku, twarz pozbawiona rumieńców na dodatek strasznie blada, prawie trupia, a do tego był strasznie wychudzony. Kości policzkowe widocznie odznaczały się na jego twarzy a obojczyki wystawały spod koszulki.
-Gdy wyjdziesz stąd.- Zaczęła.- Będziesz musiał się najeść. Nie możesz być taki chudy, to niezdrowe.- Powiedziała z wyrzutem swoim fachowym tonem.
-Mionka, na prawdę nie musisz się o mnie martwić... A teraz.... Moglibyście już iść? Chce mi się spać...- Wiedział, że ich okłamał, ale nie miał żadnego innego pomysłu na zbycie ich. Nie chciał teraz towarzystwa. Stracił na nie ochotę- jak ostatnio na wszystko.
-Oh, dobrze. Ron.- Zwróciła się do chłopaka, który zajadał się drugim pudełkiem Czekoladowych Żab.- Idziemy. Do jutra Harry.- Pożegnali się i wyszli. Nim zniknęli za drzwiami, Hermiona jeszcze raz z żalem w oczach, przyjrzała się przyjacielowi.
***
Wyczekiwana pora. Wieczór. Wszyscy siedzieli w Wielkiej Sali na kolacji. Tylko nie on. Był pewien, że ma ograniczoną ilość czasu. Jego domownicy nie są z pewnością najbystrzejsi, ale wyczują jeśli kogoś zbyt długo nie będzie w ich otoczeniu. Tym bardziej kogoś tak ważnego jak on.

Szedł korytarzami unikając nauczycieli. Nie było ich zbyt dużo o tej porze, jednak niewykluczone było natrafienie na jakiegoś. Najgorsze nadeszłoby wtedy, gdyby spotkał Filch'a. Wiedział że ten nie jada z wszystkimi, a szlaban z tym starym sadystą nie był tym o czym marzy. Musiał po prostu uważać.

Spokojnie przedostał się do chimery, która prowadziła do gabinetu dyrektora Hogwartu. Pozostało tylko zgadnąć hasło a wszystko inne pójdzie jak po maśle.
Draco odchrząknął.
-Cytrynowe dropsy.- Nic się nie stało.
-Zakręcone lizaki.- Sam się sobie dziwił że to mówił, ale i tym razem nic się nie stało.
-Cukrowe laseczki?- O dziwo teraz chimera usunęła się, ukazując kręcone schody.
Ślizgon prychnął. Wyobraźnia Dumbledore naprawdę nie znała granic. Wszedł po schodach do gabinetu dyrektora. Znajdowało się w nim wiele obrazów poprzednich dyrektorów Hogwartu, ale żaden się nie odezwał. Prawdopodobnie czekali na rozwój wydarzeń.

Za biurkiem dyrektora znajdowała się szafa szeroka i wysoka na całą ścianę. Znajdowały się tam wszystkie kartoteki z informacjami o uczniach obecnie uczęszczających do Hogwartu. Podszedł do niej i zaczął szukać kartotek, na nazwiska rozpoczynające się literą ''P''.

Wreszcie znalazł to czego chciał. Wyciągnął czerwono-złoty plik. Wzdrygnął się trochę, kiedy zobaczył barwy Gryffindoru, ale cóż, dla sprawy trzeba się poświęcić. Spojrzał na niego uważnie, a jego spojrzenie od razu padło na wygrawerowane, złote litery, układające się w imię i nazwisko, osoby o której chciał dowiedzieć się jak najwięcej. To było Ironiczne.-Złoty chłopiec, złote litery.- Prychną chyba już po raz setny tego dnia.  

Harry Potter

Otworzył plik i go przeczytał. Od razu przeszedł na sam koniec, oczekując iż tam znajdzie to, czego szukał. Jego uwagę przykuło jedno zdanie .

(....) Choruje, na śmiertelną chorobę- "Raka płuc".- Przyczyna choroby nie znana, dodatkowo jest to jej magiczna odmiana, najprawdopodobniej wysoko zaawansowana klątwa. Jego czas życia nie jest szacowany na najdłuższy. Mimo to nadal można podjąć "leczenie"(...)

 Kartoteki nigdy nie kłamały i same magicznie uzupełniały informacje. Podrobienie takich dokumentów było niemożliwe. Teraz wiedział o co chodziło Potter'owi, gdy wczoraj tak rzucił się na niego na korytarzu. Widocznie ten gryffon, musiał usłyszeć rozmowę dyrektora z pielęgniarką. Żałosne. Mógł przynajmniej ukryć swoje uczucia, a nie beczeć jak baba. Z drugiej jednak strony, było mu żal Potter'a. Ta choroba była klątwą... Tylko czyją? Dodatkowo od narodzin miał nałożony na swoje barki ciężar, jakim było uratowanie czarodziejskiego świata przed Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, do tego jeszcze ta paskudna klątwa. Nie zazdrościł mu ale i nie współczuł na tyle, aby teraz nagle być dla niego miłym.

Po odłożeniu pliku na miejsce zbliżył się do wyjścia, gdy nagle usłyszał dźwięk kroków coraz bliżej drzwi. Do gabinetu Dyrektora wszedł nie kto inny, jak sam Dumbledore oraz wicedyrektor.- Minerva McGonagall.

Nie spodziewał się ich tak szybkiego powrotu. Zaczął w panice szukać miejsca do ukrycia, wszedł do pierwszej dość dużej szafy. Wypełniona była jakimiś starymi szatami i pudłami. Zacisnął zęby, by nie wydać z siebie odgłosu obrzydzenia. Nie dość, że zniżył się do przyjścia tutaj, to jeszcze siedzi w szafie z szatami starego pryka. Cudownie.

Postanowił skupić się na tym o czym rozmawiali. Słyszał jak portrety dyrektorów szepczą między sobą, a Minerva i Dumbledore podchodzą do biurka. Sądząc po dźwięku wydanym przez ciężką i szeleszczącą szatę, stwierdził iż Dumbledore usiadł za biurkiem. Opiekunka Gryffindor'u musiała nadal stać. Nie słyszał, by się poruszyła.
-Albusie. Musimy coś z tym zrobić... Panu Potter'owi na prawdę nie zostało wiele czasu, a gdy go stracimy nie mamy żadnych szans na wygranie wojny.– Chłopak prychnął cicho. Potter był śmiertelnie chory, a im jak zawsze chodziło tylko o to, by mieć kogoś, kto uratuje cały czarodziejski świat.

''Dla większego dobra'', co?

-Droga Minervo, nie ma się co denerwować. Może dropsa?- metalowy dźwięk otwieranej puszki rozległ się po pomieszczeniu. Po chwili jednak słychać było, jak puszka zostaje położone na drewnie.- Rak płuc to nie jest lekka choroba...Ale to nie jest problem... Ktoś rzucił na niego klątwę i to prawdopodobnie wtedy w ministerstwie, kiedy walczył z Voldemortem. Nie zdziwił bym się gdyby był to sam Mroczny Pan... To zaklęcie jest na tyle skomplikowane iż żaden śmierciożerca nie mógł go rzucić. Jednak można podjąć leczenie przeciwko niej trzeba się dowiedzieć co to za klątw. A nuż, panu Potter'owi się poszczęści. Potrzebujemy kogoś, kto przekonałby go, do podjęcia leczenia. Ponieważ po śmierci Syriusza może tego nie chcieć...- Dyrektor westchnął parę razy. A Minerva słuchała tego w zupełnym szoku.

Draco poruszył się by lepiej słyszeć, a drzwi szafy otworzyły się. Ślizgon wyleciał z hukiem uderzając o kamienną posadzkę. Oczy Dumbedora spokojnie udały się w stronę chłopaka, natomiast McGonagall wyglądała, jakby miała w planach danie mu najgorszego szlabanu w historii szkoły.
-Pan Malfoy?- Spytała Minerva z niedowierzaniem, próbując utrzymać emocje na wodzy.
-Co Pan tutaj robi?- Spytał Dyrektor, spokojnie patrząc na chłopaka.
Malfoy podniósł się z podłogi i otrzepał szatę, po czym stanął dumnie wyprostowany, spoglądając z wyższością na nauczycieli.
-Chciałem dowiedzieć się, czemu Potter pluł krwią i tak wczoraj przeraźliwie krzyczał. Jestem całkiem pewny, że obudził przez to połowę Hogwartu.- Odpowiedział nonszalanckim tonem.
-Nie sądzę, by martwienie się snem uczniów leżało w pana obowiązkach, Panie Malfoy.- Stwierdził dyrektor i podniósł się z krzesła, trzymając ręce na biurku.- Jako, że nie mieliście jeszcze okazji zdobyć żadnych punktów, ma Pan szlaban o godzinie ósmej wieczorem z profesorem Snape'm...- Tutaj Dyrektor zawiesił głos. Draco odetchnął lekko. Przynajmniej nie dostał szlabanu z Filch'em. Na tyle dobre było to, że Snape często odwiedzał jego rodziców, więc byli w dobrych stosunkach.- Oraz będzie Pan opiekował się panem Potter'em.- Dopowiedział dyrektor z uśmiechem.

Draco'na zamurowało. Ma się zajmować Złotym Chłopcem?! Czy Dyrektorkowi padło już na głowę od tych dropsów?! Jeśli nie oszaleje, wszystko będzie w porządku. Minerwa również patrzyła w szoku na Dyrektora.
-Dlaczego akurat ja?! - Uniósł się. A McGonagall w duchu zadała sobie to samo pytanie, chciała już coś powiedzieć, lecz Dumbledore uciszył ją jednym ruchem ręki.
-Jednak wtargnięcie do mojego gabinetu to dość duży wysiłek. Nie ukrywam podziwu, ale też złości. Sadzę, że za takie wykroczenie, nie należało tylko przyznać szlabanu, ale także przydzielić Panu jakieś zadanie.- Odpowiedział spokojnie. Ślizgon stał z takim wyrazem twarzy, który nie sugerował iż kara jaką dostał mu się podoba. To była przecież czysta niedorzeczność. Zaczęła boleć go głowa.-Więc skoro wszystko sobie już wyjaśniliśmy, może Pan wracać do dormitorium.- Dyrektor ponownie usiadł na krześle.  Draco mruknął coś niewyraźnie i wyszedł, wcale nie przypadkiem zatrzaskując drzwi z hukiem.

Ma się zajmować Potter'em... To nawet w jego głowie brzmi niedorzecznie. Zaśmiał się gorzko. Ale cóż... To chyba najbardziej łagodna kara jaką mógł dostać. Pomęczy się z Potter'em dopóki mu się nie polepszy, albo po prostu nie zdechnie, a potem wszystko wróci do normy. Nie obchodziły go jego losy... W końcu to Potter odrzucił jego przyjaźń!
Z takimi właśnie myślami skierował się z powrotem do dormitorium Slytherinu.
***
Nadeszło południe. Z tego co słyszał rano, po obiedzie mieli przyjść do niego Hermiona i Ron. Nie byłby tym wcale zaskoczony gdyby nie przyszli z nimi Luna i Neville. Z tego zamyślenia wyrwał go czyjś głos.
-Witaj Harry.- Powiedziała Luna uśmiechając się do niego po przyjacielsku.
-Cześć.- Odpowiedział, podnosząc się do siadu. Naprawdę lubił Lunę. Miała swój świat, ale była naprawdę oddaną przyjaciółką.
-Jak się czujesz...?- Zapytał Neville, który w tym czasie zdążył usiąść przy jego łóżku.
Chłopak tylko wywrócił oczami, lecz tak aby nikt nie widział. Naprawdę było mu bardzo miło, że przyjaciele się tak o niego martwią, ale nie musieli pytać się o to codziennie.
-Czuję się naprawdę dobrze, Neville.- Uśmiechnął się a chłopak odpowiedział mu tym samym. Od czasu Turnieju Trójmagicznego zaprzyjaźnił się z Neville'm. Chłopak zawsze wysłuchiwał problemy i nawet jeśli były głupie nie wyśmiewał się z ich. Dodatkowo zawsze pomagał mu, kiedy czegoś nie rozumiał z zielarstwa.

Mimo to... Ponownie ich oszukał. Jak mógł się czuć? Siedział w Skrzydle Szpitalnym od trzech dni; teraz mijał czwarty, a nie czuł się ani trochę lepiej. Nie sądził, by siedzenie tutaj miało na uwadze poprawienie jego stanu zdrowia.
-Wiesz Harry, wyglądasz lepiej niż dwa dni temu.- Hermiona uśmiechnęła się do niego troskliwie, jednak nie starała się, bądź nie umiała dobrze ukryć tego, że uśmiech ten był wymuszony.

Czas mijał, a cała czwórka gawędziła z nim wesoło. Najweselej było wtedy, kiedy Luna opowiadała o stworzeniach, na jakie polowała z tatą podczas lata. Ich historie o tym co robili podczas wakacji, naprawdę poprawiały Harry'emu humor. Chciałby sam móc kiedyś opowiedzieć im o czymś ekscytującym, niż tylko przysłuchiwać się ich historiom.

Po pewnym czasie goście musieli już iść, jako iż zbliżała się pora kolacji. Brunet pożegnał się z nimi obdarzając ich  uśmiechem.

Po rozmowach o wakacjach przeszli na bardziej normalne, lecz nadal śmieszne rzeczy, jak apetyt Ron'a, ilość zadań domowych; o tym opowiadała tylko Hermiona, czy chociażby o tym, że Teodora znów uciekła Neville'owi. Podczas tych rozmów smutna prawda gdzieś umykała na te parę chwil.

Westchnął i z uśmiechem opadł na łóżko, zagłębiając się w miękkiej pościeli. Nie był pewien, czy będzie w stanie kiedykolwiek uśmiechnąć się tak wesoło jak kiedyś, jednak na tą chwilę wydawał się być o wiele pogodniejszy, niż w wakacje po śmierci jego ojca chrzestnego. Małymi kroczkami, a powróci do siebie.
Westchnął bardziej i skulił się na posłaniu. Twarz miał wtulona w poduszkę, a ręce trzymał miedzy ugiętymi kolanami. Na prawdę nie chciał myśleć teraz o tym, co ma się zdarzyć, ale te myśli cały czas do niego powracały. Nie ważne czy tego chciał, czy nie.

Harry, osłabiony lekami i zmęczony po wizycie przyjaciół, usnął. Jedyną, wesołą wiadomością dla niego na tę chwile było to, że po jutrze opuści to przeklęte Skrzydło Szpitalne.

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 1

Oto pierwszy rozdział =D Mam nadzieje, że się Wam spodoba =3~Luca

Do Hogwartu po raz kolejny zawitali uczniowie. Niektórzy byli tu po raz pierwszy, a inni bardzo dobrze znali praktycznie każdy zakątek zamku, lesz jeden z uczniów szóstego roku wyróżniał się. Jego czarne włosy nie były już tak lśniące jak dawniej, a zielone oczy straciły swój blask. Chuda postura chłopaka była jeszcze kruchsza. Wyglądał tak przez wydarzenia, które miały miejsce zaledwie parę miesięcy temu. Śmierć Syriusza odbiła swoje piętno w jego życiu, psychice jak i innych czynnikach... Tak... Jak większość z was się domyśliła, to był właśnie On... Harry Potter.

***

Wszyscy uczniowie weszli już do Wielkiej Sali. Nad Nimi latało mnóstwo zapalonych świec, którym przyglądali się pierwszoroczni z zachwytem. Harry również to robił, a w jego oczach na ułamek sekundy pojawił się blask. Gdy wszyscy zasiedli już na swoich miejscach wstał dyrektor sam Albus i odezwał się swoim ciepłym i pogodnym głosem.
- Witam wszystkich moich kochanych uczniów! - Wykrzyknął z radością, po czym kontynuował. - Od dziś rozpoczynacie nowy rok nauczania. Niektórzy z Was zmężnieli za to mi przybyło parę lat, co idealnie odznacza się na mojej brodzie. - Zaśmiali się wszyscy.
Harry powiódł wzrokiem po nauczycielach. Minerwa McGonagall, Severus Snape, Hagrid, Lupin i dwójka nowych nieznanych mu nauczycieli.
- Zanim przystąpimy do przydziału, chciałbym życzyć wam udanego roku oraz nowych, wspaniałych znajomości! - Dyrektor zakończył swoją wypowiedź uśmiechając się tajemniczo w stronę Harrego. Rozległy się brawa a chwile potem rozpoczęła się ceremonia. Do Gryffindoru dołączyło dwanaścioro pierwszorocznych, którzy zachwycali się potrawami pojawiającymi się na stole co oznaczało rozpoczęcie uczty, Harry nie mógł zmusić się do jedzenia. Od niedawna gdy na nie patrzył mdliło go niemiłosiernie. Spojrzał na swoich przyjaciół, którzy uśmiechali się do niego serdecznie. Oddał uśmiech, jednak jego nie był szczery.
- Harry, czemu nic nie jesz? - Spytała zaniepokojonym głosem Hermiona, tym samym wyrywając gryfona z zamyślenia.
- Em... Nie jestem specjalnie głodny. - Odpowiedział i wykrzywił twarz w uśmiechu, co spotkało się z jej bystrym wzrokiem.
- Załóżmy, że Ci wierzę. - Odpowiedziała ale do końca kolacji jak i wejścia do dormitorium, nie spuszczała z niego wzroku.

***

- Jestem zmęczony. - Stwierdził Ron gdy całą trójką siedzieli w pokoju wspólnym. Rudzielec leżał na kanapie, Harry siedział przy kominku a Hermiona pochłonięta była czytaniem. Gdy usłyszała uwagę Ron'a oderwała się od lektury książki pod tytułem: "Magiczne smoki i inne stworzenia".
- A czym się tak zmęczyłeś, jeśli dane nam wiedzieć?. - Zapytała. Chłopak podniósł się do siadu.
- No jak to czym? Tą całą podróżą, ucztą... Och naprawdę się objadłem. - Znów się położył.
- Jesteś niemożliwy. - Stwierdziła i wróciła do czytania. Harry przyglądał się całej tej scenie, uśmiechając się w duchu. Odwrócił się w końcu od kominka, po czym wyjrzał za okno.
Granatowe niebo pokrywały gdzieniegdzie szare, ciemne i zupełnie czarne chmury.  Jednak gwiazdę Syriusza oraz księżyc było widać idealnie.  Chłopak uśmiechnął się smutno. Była późna nocy. Jasne było to, że każdy czuje się zmęczony. Nie pojmował tego jak Hermiona może tak długo trwać przy książkach. Nie to, że ich nie lubił, po prostu dziwne wydawało mu się siedzenie nad nimi przez cały wieczór, zamiast spożytkować czas na coś innego.
- Wiecie co. - Zaczął. - Pójdę już spać. Jestem zmęczony. - Oznajmił i udał się do sypialni chłopców. Przed wejściem na wieże usłyszał jeszcze jak Hermiona mówi do Niego ciche: "Dobranoc" oraz jak zwraca na coś uwagę Ron'owi.
Wszedł na wieżę, po czym udał się do dormitorium. Wziął piżamę i poszedł się umyć, a następnie wrócił do pokoju i usiadł na łóżku. Jawnie ich okłamał. Co z tego, że może był trochę zmęczony, jak i tak wiedział, że nie uśnie przez nękające go koszmary. I to wcale nie o Lordzie Voldemorcie, tylko o jego zmarłych rodzicach, Syriuszu, Cedricu i innych osobach, których śmierci był świadkiem. Spojrzał jeszcze przelotnie na okno i uprzednio rzucając na łóżko zaklęcie wyciszające... Poszedł spać.
Nikt nie słyszał jak w nocy w spazmach płaczu, kurczowo zaciskał ręce i zęby na poduszce, ani nikt nie widział tego jak strumienie gorzkich łez torują sobie drogę przez jego policzki.

***

Rano Harry wyczerpany nocnymi koszmarami ściągnął zaklęcie z łóżka i cicho podreptał do łazienki. Tam doprowadził się do jako tako dobrego stanu chodź i tak miał lekko zaczerwienione oczy. Wszedł z powrotem do pokoju siadając na łóżko i rozmyślając.
Chwile potem obudził się Ron.
- O Harry. Nie śpisz już?. - Zapytał ziewając.
- Jakoś tak... Wcześnie wstałem. - Uśmiechnął się krzywo. Rudzielec przyjrzał mu się uważnie, po czym wstał i poszedł się ubrać. Harry odetchnął głęboko. Za chwilę mają lekcję Eliksirów... Z tym wrednym nietoperzem profesorem Snape'em, który jak na złość się na niego uwziął, wiedział że z nim nie ma najmniejszych szans stać się aurorem. A jednak nadal próbował.
No ale cóż jakoś to musi przeżyć.- Pomyślał i chwycił potrzebne rzeczy.
Gdy wszedł do Pokoju Wspólnego ujrzał tam stojącą Hermionę.
- Witaj Harry. - Przywitała się mierząc go dyskretnie wzrokiem.
- Hej. - Odpowiedział udając że nie widzi jej spojrzenia, które go lustruje.
- Zbieramy się. - Powiedział Weasley, gdy wyszedł z dormitorium. Całą trójką udali się do lochów.
- Wiesz Harry, ostatnio strasznie zmizerniałeś. - Odezwała się nagle gryfonka ze zmartwieniem.
- Może trochę... Ale to nic zobaczysz że niedługo mi się poprawi. - Harry próbował ją przekonać że będzie dobrze.
- Skoro tak mówisz... - Wyszeptała po czym zapadła cisza.

                                                                                ***

W połowie lekcji eliksirów zaczął się źle czuć. Głowa strasznie go bolała i miał straszne nudności. Nawet już nie słuchał co mówił Snape.
To pewnie przez to że nic nie zjadłem...
- Panie Potter?! - Usłyszał głos Snape'a. - Może powie nam Pan, jakie są składniki na eliksir miłosny, zamiast pogrążać się w swoich myślach? - Spojrzał ostro na Harry'ego.
- Nie wiem, profesorze. - Odpowiedział, spuszczając głowę.
- Oczywiście że nie wiesz w końcu nie uważałeś! Dziesięć punktów od Gryffindor'u. Jeszcze raz cie na tym nakryje i będzie Szlaban Potter! - wykrzywił się wrednie i wrócił do tłumaczenia. - Otwórzcie na stronie czterdziestej, znajdziecie tam instrukcje i do roboty. - Wszyscy jęknęli niezadowoleni i zabrali się do pracy. Harry wstał i podszedł do jednego z kociołków, strasznie kręciło mu się w głowie.  Sięgnął po księgę i zaczął wrzucać potrzebne składniki. Co chwila zamazywał mu się wzrok. Przetarł dłonią oczy.
- Coś nie tak, panie Potter? - Zapytał Snape obserwując go.
- Nie... Wszystko dobrze... - Odpowiedział i zabrał się dalej do pracy.
W pewnym momencie poczuł się słaby. Niechcący zbił pare buteleczek ze składnikami które rozlały i rozsypały się na podłogę.
- Panie Potter, co Pan wyprawia?! - Jak przez mgłę usłyszał wrzask profesora. Upadł na kolana wypuszczając księgę i niekontrolowanie zaczął kaszleć krwią. Patrzący na to uczniowie byli przerażeni.  Ron i Hermiona rzucili się w jego stronę ale profesor ich powstrzymał, rozglądając się po sali i zatrzymując wzrok na Ślizgonach.
- Panie Malfoy, proszę natychmiast zabrać pana Pottera do skrzydła szpitalnego. - Powiedział. - Natychmiast. - Podkreślił, gdy spostrzegł jak Malfoy otwiera już usta.
Zrezygnowany blondyn wstał z miejsca i podszedł do Harry'ego.
- Potter wstawaj. - Wydał rozkaz. Ale Harry nawet go nie słyszał był zajęty kaszleniem. Po chwili poczuł jak ktoś bierze go na ręce. Brunet nie zwracał na nic już uwagi, tylko ręką przytrzymywał usta a przez palce sączyła mu się krew. W końcu Draco doniósł go do Skrzydła Szpitalnego.
- Na Merlina, Harry, co Ci się dzieje? - Spytała pielęgniarka. Brunet nie odpowiedział nadal się krztusząc.
- Zaczął kaszleć krwią proszę Pani. - Odpowiedział blondyn. Harry zdążył tylko usłyszeć stłumiony okrzyk pielęgniarki, gdy pojawiły się czarne plamy a potem całkowita ciemność.

                                                                                ***

Obudziły go ciche głosy dochodzące z niedaleka. Bolała go głowa, dlatego podniósł się nadzwyczaj wolno.  Spojrzał przez okno- Noc. Musiał być długo nieprzytomny, skoro już nadeszła.  Lekko otumaniony lekami które dostał, udał się do źródła dźwięku.Gdy tam doszedł, odchylił lekko kotarę. Za nią stała Pielęgniarka, Dyrektor Dumbledore oraz McGonagall. To było tylko kilka ich słów... A jego życie nagle się rozpadło...