sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 1

Oto pierwszy rozdział =D Mam nadzieje, że się Wam spodoba =3~Luca

Do Hogwartu po raz kolejny zawitali uczniowie. Niektórzy byli tu po raz pierwszy, a inni bardzo dobrze znali praktycznie każdy zakątek zamku, lesz jeden z uczniów szóstego roku wyróżniał się. Jego czarne włosy nie były już tak lśniące jak dawniej, a zielone oczy straciły swój blask. Chuda postura chłopaka była jeszcze kruchsza. Wyglądał tak przez wydarzenia, które miały miejsce zaledwie parę miesięcy temu. Śmierć Syriusza odbiła swoje piętno w jego życiu, psychice jak i innych czynnikach... Tak... Jak większość z was się domyśliła, to był właśnie On... Harry Potter.

***

Wszyscy uczniowie weszli już do Wielkiej Sali. Nad Nimi latało mnóstwo zapalonych świec, którym przyglądali się pierwszoroczni z zachwytem. Harry również to robił, a w jego oczach na ułamek sekundy pojawił się blask. Gdy wszyscy zasiedli już na swoich miejscach wstał dyrektor sam Albus i odezwał się swoim ciepłym i pogodnym głosem.
- Witam wszystkich moich kochanych uczniów! - Wykrzyknął z radością, po czym kontynuował. - Od dziś rozpoczynacie nowy rok nauczania. Niektórzy z Was zmężnieli za to mi przybyło parę lat, co idealnie odznacza się na mojej brodzie. - Zaśmiali się wszyscy.
Harry powiódł wzrokiem po nauczycielach. Minerwa McGonagall, Severus Snape, Hagrid, Lupin i dwójka nowych nieznanych mu nauczycieli.
- Zanim przystąpimy do przydziału, chciałbym życzyć wam udanego roku oraz nowych, wspaniałych znajomości! - Dyrektor zakończył swoją wypowiedź uśmiechając się tajemniczo w stronę Harrego. Rozległy się brawa a chwile potem rozpoczęła się ceremonia. Do Gryffindoru dołączyło dwanaścioro pierwszorocznych, którzy zachwycali się potrawami pojawiającymi się na stole co oznaczało rozpoczęcie uczty, Harry nie mógł zmusić się do jedzenia. Od niedawna gdy na nie patrzył mdliło go niemiłosiernie. Spojrzał na swoich przyjaciół, którzy uśmiechali się do niego serdecznie. Oddał uśmiech, jednak jego nie był szczery.
- Harry, czemu nic nie jesz? - Spytała zaniepokojonym głosem Hermiona, tym samym wyrywając gryfona z zamyślenia.
- Em... Nie jestem specjalnie głodny. - Odpowiedział i wykrzywił twarz w uśmiechu, co spotkało się z jej bystrym wzrokiem.
- Załóżmy, że Ci wierzę. - Odpowiedziała ale do końca kolacji jak i wejścia do dormitorium, nie spuszczała z niego wzroku.

***

- Jestem zmęczony. - Stwierdził Ron gdy całą trójką siedzieli w pokoju wspólnym. Rudzielec leżał na kanapie, Harry siedział przy kominku a Hermiona pochłonięta była czytaniem. Gdy usłyszała uwagę Ron'a oderwała się od lektury książki pod tytułem: "Magiczne smoki i inne stworzenia".
- A czym się tak zmęczyłeś, jeśli dane nam wiedzieć?. - Zapytała. Chłopak podniósł się do siadu.
- No jak to czym? Tą całą podróżą, ucztą... Och naprawdę się objadłem. - Znów się położył.
- Jesteś niemożliwy. - Stwierdziła i wróciła do czytania. Harry przyglądał się całej tej scenie, uśmiechając się w duchu. Odwrócił się w końcu od kominka, po czym wyjrzał za okno.
Granatowe niebo pokrywały gdzieniegdzie szare, ciemne i zupełnie czarne chmury.  Jednak gwiazdę Syriusza oraz księżyc było widać idealnie.  Chłopak uśmiechnął się smutno. Była późna nocy. Jasne było to, że każdy czuje się zmęczony. Nie pojmował tego jak Hermiona może tak długo trwać przy książkach. Nie to, że ich nie lubił, po prostu dziwne wydawało mu się siedzenie nad nimi przez cały wieczór, zamiast spożytkować czas na coś innego.
- Wiecie co. - Zaczął. - Pójdę już spać. Jestem zmęczony. - Oznajmił i udał się do sypialni chłopców. Przed wejściem na wieże usłyszał jeszcze jak Hermiona mówi do Niego ciche: "Dobranoc" oraz jak zwraca na coś uwagę Ron'owi.
Wszedł na wieżę, po czym udał się do dormitorium. Wziął piżamę i poszedł się umyć, a następnie wrócił do pokoju i usiadł na łóżku. Jawnie ich okłamał. Co z tego, że może był trochę zmęczony, jak i tak wiedział, że nie uśnie przez nękające go koszmary. I to wcale nie o Lordzie Voldemorcie, tylko o jego zmarłych rodzicach, Syriuszu, Cedricu i innych osobach, których śmierci był świadkiem. Spojrzał jeszcze przelotnie na okno i uprzednio rzucając na łóżko zaklęcie wyciszające... Poszedł spać.
Nikt nie słyszał jak w nocy w spazmach płaczu, kurczowo zaciskał ręce i zęby na poduszce, ani nikt nie widział tego jak strumienie gorzkich łez torują sobie drogę przez jego policzki.

***

Rano Harry wyczerpany nocnymi koszmarami ściągnął zaklęcie z łóżka i cicho podreptał do łazienki. Tam doprowadził się do jako tako dobrego stanu chodź i tak miał lekko zaczerwienione oczy. Wszedł z powrotem do pokoju siadając na łóżko i rozmyślając.
Chwile potem obudził się Ron.
- O Harry. Nie śpisz już?. - Zapytał ziewając.
- Jakoś tak... Wcześnie wstałem. - Uśmiechnął się krzywo. Rudzielec przyjrzał mu się uważnie, po czym wstał i poszedł się ubrać. Harry odetchnął głęboko. Za chwilę mają lekcję Eliksirów... Z tym wrednym nietoperzem profesorem Snape'em, który jak na złość się na niego uwziął, wiedział że z nim nie ma najmniejszych szans stać się aurorem. A jednak nadal próbował.
No ale cóż jakoś to musi przeżyć.- Pomyślał i chwycił potrzebne rzeczy.
Gdy wszedł do Pokoju Wspólnego ujrzał tam stojącą Hermionę.
- Witaj Harry. - Przywitała się mierząc go dyskretnie wzrokiem.
- Hej. - Odpowiedział udając że nie widzi jej spojrzenia, które go lustruje.
- Zbieramy się. - Powiedział Weasley, gdy wyszedł z dormitorium. Całą trójką udali się do lochów.
- Wiesz Harry, ostatnio strasznie zmizerniałeś. - Odezwała się nagle gryfonka ze zmartwieniem.
- Może trochę... Ale to nic zobaczysz że niedługo mi się poprawi. - Harry próbował ją przekonać że będzie dobrze.
- Skoro tak mówisz... - Wyszeptała po czym zapadła cisza.

                                                                                ***

W połowie lekcji eliksirów zaczął się źle czuć. Głowa strasznie go bolała i miał straszne nudności. Nawet już nie słuchał co mówił Snape.
To pewnie przez to że nic nie zjadłem...
- Panie Potter?! - Usłyszał głos Snape'a. - Może powie nam Pan, jakie są składniki na eliksir miłosny, zamiast pogrążać się w swoich myślach? - Spojrzał ostro na Harry'ego.
- Nie wiem, profesorze. - Odpowiedział, spuszczając głowę.
- Oczywiście że nie wiesz w końcu nie uważałeś! Dziesięć punktów od Gryffindor'u. Jeszcze raz cie na tym nakryje i będzie Szlaban Potter! - wykrzywił się wrednie i wrócił do tłumaczenia. - Otwórzcie na stronie czterdziestej, znajdziecie tam instrukcje i do roboty. - Wszyscy jęknęli niezadowoleni i zabrali się do pracy. Harry wstał i podszedł do jednego z kociołków, strasznie kręciło mu się w głowie.  Sięgnął po księgę i zaczął wrzucać potrzebne składniki. Co chwila zamazywał mu się wzrok. Przetarł dłonią oczy.
- Coś nie tak, panie Potter? - Zapytał Snape obserwując go.
- Nie... Wszystko dobrze... - Odpowiedział i zabrał się dalej do pracy.
W pewnym momencie poczuł się słaby. Niechcący zbił pare buteleczek ze składnikami które rozlały i rozsypały się na podłogę.
- Panie Potter, co Pan wyprawia?! - Jak przez mgłę usłyszał wrzask profesora. Upadł na kolana wypuszczając księgę i niekontrolowanie zaczął kaszleć krwią. Patrzący na to uczniowie byli przerażeni.  Ron i Hermiona rzucili się w jego stronę ale profesor ich powstrzymał, rozglądając się po sali i zatrzymując wzrok na Ślizgonach.
- Panie Malfoy, proszę natychmiast zabrać pana Pottera do skrzydła szpitalnego. - Powiedział. - Natychmiast. - Podkreślił, gdy spostrzegł jak Malfoy otwiera już usta.
Zrezygnowany blondyn wstał z miejsca i podszedł do Harry'ego.
- Potter wstawaj. - Wydał rozkaz. Ale Harry nawet go nie słyszał był zajęty kaszleniem. Po chwili poczuł jak ktoś bierze go na ręce. Brunet nie zwracał na nic już uwagi, tylko ręką przytrzymywał usta a przez palce sączyła mu się krew. W końcu Draco doniósł go do Skrzydła Szpitalnego.
- Na Merlina, Harry, co Ci się dzieje? - Spytała pielęgniarka. Brunet nie odpowiedział nadal się krztusząc.
- Zaczął kaszleć krwią proszę Pani. - Odpowiedział blondyn. Harry zdążył tylko usłyszeć stłumiony okrzyk pielęgniarki, gdy pojawiły się czarne plamy a potem całkowita ciemność.

                                                                                ***

Obudziły go ciche głosy dochodzące z niedaleka. Bolała go głowa, dlatego podniósł się nadzwyczaj wolno.  Spojrzał przez okno- Noc. Musiał być długo nieprzytomny, skoro już nadeszła.  Lekko otumaniony lekami które dostał, udał się do źródła dźwięku.Gdy tam doszedł, odchylił lekko kotarę. Za nią stała Pielęgniarka, Dyrektor Dumbledore oraz McGonagall. To było tylko kilka ich słów... A jego życie nagle się rozpadło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz